Są wśród nas. Często skromni, bardzo niepozorni, ale rozpoznać ich to tak, jakby znaleźć klucz do przeszłości. Póki siła i zdrowie pozwala, robią zakupy na bazarkach, kupują świeżą włoszczyznę w zaprzyjaźnionych warzywniakach. Swoją dumną przeszłość kryją w domowych archiwach – szufladach pełnych wojennych pamiątek, albumów z czarno-białymi fotografiami i książeczek odznaczeniowych.
Kto znajdzie poprzez osobę ów klucz do tego skarbca przeszłości, będzie szczęściarzem. Kto pozna ją bliżej i będzie miał okazję posłuchać wspomnień, ten dotknie żywej historii.
Mnie taki zaszczyt poznania spotkał dziesięć lat temu, gdy dowiedziałem się, że pewna zacna, nobliwa osoba, uczestniczka powstańczej obrony wolskiego Pałacyku Michla jest moją ursynowską sąsiadką. Miała w tamtych latach pseudonim „Grażka”. Dziś czasem można ją spotkać w labiryntach uliczki Meander. Dziarsko wędruje z torbą na zakupy lub teczką. Prochowiec, w chłodniejsze dni zawadiacko włożony beret, siwa i nienagannie utrzymana fryzurka, spod której spoglądają uśmiechnięte, nieco zamyślone oczy.
W czasie tamtych sierpniowych dni Pani „Grażka” była łączniczką. Przenosiła meldunki, ale także brała udział we wzmacnianiu barykad, ratowała rannych. Wypełniała najbardziej trudne i ryzykowne zadania. Słynny Pałacyk Michla stał się wtedy powstańczym symbolem niezłomności i skuteczności w walce. Pani „Grażka” pamięta, w jakich okolicznościach w jej obecności rodziła się jedna z najbardziej znanych powstańczych pieśni autorstwa „Ziutka” – Józefa Szczepańskiego:
Tam na pierwszym piętrze był salon, bo to był pałacyk (obok był młyn), tam stał fortepian i tam był „Ziutek” – wtedy jeszcze go nie znałam, bo przed Powstaniem nie miałam z nimi kontaktu. „Ziutek” usiadł i tam skomponował, czy dopasował melodię do słów i śpiewaliśmy.
Radosnymi taktami melodii dodawano sobie otuchy, choć rzeczywistość nie była radosna. W małej odległości od miejsca obrony trwała już potworna rzeź Woli. Pałacyk Michla to oczywiście jeden z wielu powstańczych epizodów dzielnej łączniczki. Po Woli przyszedł czas na walkę w Śródmieściu – taki był jej powstańczy szlak.
Potem nastał czas „wyzwolenia”, który dla Pani „Grażki” stał się też czasem uwięzienia. Aresztowana w pierwszą rocznicę Powstania przez Urząd Bezpieczeństwa, wytoczono jej – jak wielu żołnierzom Armii Krajowej – proces o próbę obalenia przemocą ustroju „państwa ludowego”. Skazano na osiem lat więzienia i tylko amnestia uratowała przed długoletnią odsiadką.
Dziś Pani „Grażka” jest ursynowianką. Niewielkiej postury, ale wielka zarówno swą przeszłością, jak i duchem oraz skromnością. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, kto może być naszym sąsiadem. Spotykany na spacerach, w okolicznych osiedlowych sklepach. Po prostu wśród nas.
Adam Hohendorff
nauczyciel języka polskiego w Społecznym LO nr 4 im. Batalionu AK „Parasol”
Wspomnienia Pani Anny „Grażki” w zasobach Muzeum Powstania Warszawskiego
Relacje Anny Złoch-Mizikowskiej na stronie izby pamięci Batalionu „Parasol”
Artykuł publikujemy za portalem www.haloursynow.pl