Pani „Kama” była nie tylko osobą, ale i legendą. Miałem szczęście ją poznać jeszcze jako dzieciak uczący się w podstawówce. Moja szkoła organizowała izbę pamięci. Przynosiliśmy z domów różne pamiątki rodzinne z czasów wojny, dzięki którym można było stworzyć imponującą wystawę. Dostaliśmy również zadanie przeprowadzenia wywiadu z osobą, która ma za sobą wojenne doświadczenia.
Byłem akurat pod dużym wrażeniem książki o udanej akcji na Kutscherę (to była akcja mająca na celu wykonanie wyroku sądu państwa podziemnego za zbrodnie, nie żaden zamach – podkreśla dziś każdy żyjący żołnierz Armii Krajowej), z bardzo znanej wówczas serii „Tygrysa”, popularyzującej wiedzę o drugiej wojnie światowej. Poznałem nazwiska żyjących uczestników, między innymi właśnie łączniczki o pseudonimie „Kama”. Znalezienie jej nazwiska w książce telefonicznej umożliwiło kontakt.
Przeprowadzony wywiad okazał się dopiero preludium do bliższej znajomości. Potem odwiedzałem ją często i rozmawiałem o tamtych czasach. To znaczy nie tyle rozmawiałem, co z otwartymi ustami słuchałem. I wtedy dzięki niej poznałem również wielu innych żołnierzy Batalionu AK „Parasol”. Doświadczenie niezwykłe, a „Kama” w roli przewodniczki pozwalającej odkrywać losy tamtych ludzi, nadającej spojrzeniu na znane wydarzenia wymiar ludzki.
Do „Kamy” nie mówiło się po imieniu „Pani Mario”, a prawie zawsze: „Pani Kamo”. Bo pseudonim właśnie kojarzył ją z tamtymi latami. To pomagało przenosić się w wyobraźni do tych czasów, w których walczyła. Sama też bardzo lubiła swój pseudonim. Bo było to imię PPS-owskiej bojowniczki, z jednej z jej ulubionych przedwojennych książek „Dzieje jednego pocisku” Andrzeja Struga. Ona natomiast w czasach okupacji, jako siedemnastoletnia, bardzo odważna dziewczyna, na pewno cały czas musiała godzić ducha twardej walki i zdecydowanej postawy wobec zła z niepokojami jej pokolenia, wynikającymi też z jego wrażliwości i przedwczesnej dojrzałości.
Uczestniczyła w akcjach mających na celu wykonanie wyroku na hitlerowskich oprawcach. Jednym z nich był kat Pawiaka Weffels, którego miała rozpoznać, zanim zostanie przez kolegów z podziemia zastrzelony. Wskazanie go oznaczało więc śmierć i Kama opowiadała, z jaką obawą o pomyłkę wykonywała to obciążające psychicznie zadanie, bo nie chciała, by zginął ktoś przypadkowy.
Losy „Kamy” w Powstaniu Warszawskim pokrywały się z całym szlakiem bojowym jej oddziału. Z perspektywy łączniczek i sanitariuszek doświadczenie niesłychane: pod silnym ostrzałem niemieckim biec w stronę rannego, zupełnie obcego im człowieka, żeby go nie zostawiać, bo przecież wszystkich łączyła walka o wspólną sprawę. Ocierać się o śmierć i obcować ciągle ze śmiercią jak z dobrze znajomą twarzą. Między innymi z twarzą młodszej koleżanki „Romy”, przedwcześnie dojrzałej bojowniczki, ale i dziewczynki, która w drogę powstańczą wzięła ze sobą na szczęście ukochaną lalkę i gdy śmiertelnie ranna w brzuch czuła, że umiera, prosiła, żeby ją z tą lalką pochowano.
Ale kolejne dni Powstania nie były tylko walką na barykadach. To było też ciche przechodzenie kanałami, w mroku, ciasnocie i w brudnym, postrzępionym ubraniu, przesiąkniętym cuchnącą mazią. Jedna z takich dróg „Kamy” i jej współtowarzyszy z zajętego przez Niemców Mokotowa do Śródmieścia trwała 17 godzin, bo prowadzący zabłądzili. Szczęśliwie, gdy już byli wszyscy fizycznie wycieńczeni, w ciemności kanałowego labiryntu rozwidleń odnaleziono właściwą drogę.
Są to oczywiście tylko nieliczne historie z udziałem „Kamy”. Było ich bardzo wiele, a każda z nich mogłaby być tematem długiej, odrębnej opowieści.
„Kama” po wojnie wybrała misję świadka tamtych wydarzeń, bardzo dbała o ich dokumentowanie i przekaz, aby pamięć o jej poległych i żyjących przyjaciołach, a także ich wzniosłej roli w historii nie została zapomniana. Jej bardzo barwne i ciekawe spotkania z młodzieżą w liceum, gdzie jestem nauczycielem, zainspirowały środowisko do nadania szkole imienia: właśnie imienia Batalionu AK „Parasol”…
Odchodzą powoli niezwykłe osoby z tamtych trudnych lat i to my teraz pamiętając o nich i głosząc wartości, w imię których poświęcali się, stajemy się „arką przymierza między dawnymi a młodszymi laty”.
Adam Hohendorff
nauczyciel języka polskiego w Społecznym Liceum Ogólnokształcącym nr 4 im. Batalionu AK „Parasol”
* * *
Maria Stypułkowska-Chojecka, ps. „Kama” (ur. 24 września 1926 , zm. 5 lutego 2016) – działaczka podziemia niepodległościowego w czasie II wojny światowej, łączniczka i sanitariuszka Batalionu AK „Parasol”, brała udział w znanych akcjach zbrojnych przeciwko hitlerowskiemu okupantowi (m.in. w akcji „Weffels”, „Kutschera”, „Stamm”, „Koppe”), uczestniczka Powstania Warszawskiego, Honorowy Obywatel miasta stołecznego Warszawy. Odznaczona mi.in. Orderem Virtuti Militari i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.