Publikujemy artykuł prof. Adama Hohendorffa, nauczyciela języka polskiego, na temat gen. Janusza Brochwicz- Lewińskiego ps. „Gryf”, który był żołnierzem Batalionu „Parasol”, patrona naszej szkoły.
Pożegnanie z Gryfem
Był 27 września 2007 roku. Pamiętam ten dzień doskonale. Święto podwójne: i dla ursynowskiego liceum społecznego przy Hawajskiej, i dla żołnierzy Batalionu AK „Parasol”. Nadanie szkole imienia tego sławnego oddziału. Jako ojciec chrzestny sztandaru ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie – Ryszard Kaczorowski. Wśród zaproszonych gości ponad dwudziestu byłych żołnierzy oddziału. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem jego. Dostojnego ale skromnego pana, ze wzruszeniem patrzącego na to wydarzenie – Janusza Brochwicza-Lewińskiego – „Gryfa”.
Któż z nas nie zna słynnej piosenki powstańczej, zaczynającej sie od słów: „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy od Parasola”. Dowódcą tej obrony był właśnie „Gryf”.
– Gryfa już poznano, że podejmuje najtrudniejsze zadania. i uważało się za honor być u niego – wspominał o nim jeden podkomendnych, a przytoczył te słowa Melchior Wańkowicz w książce „Ziele na kraterze”. Wybitny twórca miał powód tym interesować się, bo podkomendną „Gryfa” była również córka Krystyna Wańkowiczówna ps. „Anna”. Krystyna poległa 6 sierpnia przy cmentarzu kalwińskim na Woli. „Gryf” został ciężko ranny w dwa dni później. To, że rana w warunkach powstańczych i późniejszych obozowych nie stała się przyczyną śmierci, lekarze ocenili potem jako fenomen medyczny.
Dalsze losy niezwykłego, odważnego dowódcy zawiodły go do Anglii. Do kraju po wojnie nie wrócił, bo dowiedział się, że tam już jego osobą zainteresował się Urząd Bezpieczeństwa. Nie pomogłyby nawet fałszywe dokumenty, gdyż dekonspirowała go duża blizna na twarzy po powstańczej ranie. Powrócił do Warszawy dopiero po upadku komunizmu:
Wróciłem do miasta, które zawsze mi się podobało. Ale teraz ono było zupełnie inne. Po moim domu nie było śladu. Mieszkałem na Marszałkowskiej 113 – teraz jest tam park. Nie ma śladu po tych domach. Wola zupełnie inaczej wygląda. Gimnazjum, do którego chodziłem, zostało przeniesione w inne miejsce. Jedynie cmentarze pozostały takie same.
„Gryf” często gościł w szkole przy Hawajskiej. Młodzież z zafascynowaniem słuchała jego barwnych opowieści, nie tylko o Pałacyku Michla, ale i o wcześniejszej ucieczce z radzieckiej niewoli, o dowodzeniu oddziałem partyzanckim na Lubeszczyźnie, czy o brawurowej warszawskiej akcji na aptekę Wendego, dzięki której zdobyto trudno dostępne środki medyczne dla żołnierzy akowskiego podziemia.
Przychodził również na szkolne spotkania wigilijne, dopóki zdrowie dopisywało. Na ostatnie spotkanie w grudniu nie przybył, ale przysłał życzenia.
– Mamy bardzo dobrą szkołę o wysokim poziomie nauki i sportu oraz tradycję bohaterskiego Parasola, jestem z tego bardzo dumny – napisał.
Janusz Brochwicz-Lewiński zmarł 5 stycznia. Uroczystości pogrzebowe odbędą się 25 stycznia na Powązkach.
Kiedy bohaterowie milkną, mówią za nich kamienie, tablice i nasza pamięć. W Warszawie przy ulicy Wolskiej 40 stoi kamień poświęcony bohaterskiej obronie Pałacyku Michla. Na budynku przy Krakowskim Przedmieściu 55 znajduje się tablica upamiętniająca akcję na aptekę Wendego, której dowódcą był również „Gryf”. Na sztandarze liceum przy Hawajskiej widnieje znak „Parasola” jako ważne dla naszej pamięci wyzwanie.
Na fotografii Janusz Brochwicz-Lewiński „Gryf” i ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski w ogródku Społecznego Liceum Ogólnokształcącego nr 4 przy Hawajskiej – 27 września 2007 roku w czasie uroczystości nadania liceum imienia Batalionu AK „Parasol”.
autor: Adam Hohendorff